To taki strasznie dziwny dzień, wiedziałem, że coś dzisiaj musi umrzeć, nie wiedziałem co ... Czułem, że coś umyka w przestrzeni świata daleko ... Nie wiem czemu, nie rozumiem dlaczego tak ... Cóż znalazłem odpowiedź w tym utworze:
Ni nam samym ni we dwoje zostać nam ni nam samym ni bez siebie żyć
nie próbujmy jeszcze raz skuwać się łańcuchem słów ...
tak bym chciał oczu twoich
tak bez krzty goryczy
tak zapachem pławić się
i spozierać wciąż spozierać
na ulotność z nich bijącą
tak bym chciał doświadczać
tak w zapomnieniu siebie
tak utonąć w blasku ich
i już nie wstać nigdy nie
Moją winą jest podana tobie woda w środku nocy, kiedy budziłaś się z zaschniętymi wargami i to przytulenie, kiedy prosiłaś - przytul, moje są też winne dłonie, które ciebie masowały i moja złość na to jak mówisz do mnie - jak ty wyglądasz, nie mając pojęcia jak potrafisz ranić. Wszystko to moja wina nawet kiedy dygotałaś, moje są też twoje nieprzespane noce, moją winą są poranne bułki dla całej twojej rodziny w te święta, kiedy sklepy były nie czynne, to prawda winny jestem ci podaną rękę kiedy wysiadałaś z autobusu i te zawsze otwierane przed tobą drzwi to też moja wina i również to, że nie czujesz innej osoby oprócz siebie, wiesz a najbardziej jestem winny, że ufałem twoim słowom ...
przepadnij precz w swojej własnej winie zatem ...
bo ja w swojej już nie żyję ...
bez ciebie jestem niczym
z tobą jestem nikim
bez ciebie jestem pyłem
z tobą jestem pyłkiem
bez ciebie nic nie mogę
z tobą przynajmniej frunę
by pozostać jedynie
śladem na twojej dłoni
utulać chciałem wszechświat dla ciebie
gwiazdy jak winogrona nadziewać
na twój perlisty naszyjnik
a ty odeszłaś nieposkromiona
w mroku swoich pochmurności
czy jesteś tam naprawdę szczęśliwa?
zmrok zasłonił czarną sukienką
to co było uśmiechem losu
nawet nie wiesz jak tęsknię
przeglądając stare strzępy
pożółkłego materiału
przestrzele sobie obie dłonie
żeby już nikogo nie móc
muślinowo dotknąć
dziury w sercu nie będą
już nigdy samotne
i ja sam już nie będę
choć samotny
znów się zepsułeś
bo jesteś starym gratem
naprawię cię zatem
zmienię ci obudowę
będziesz piękny
jak dawniej
będziesz działać sprawnie
jak znów się zepsujesz
zamienię cię
na lepszy model
bo jesteś z piekła rodem
nie potrzebuje w domu złomu
dłużej nie - oj nie
ja jestem z nieba rodem
i wiem co zrobię
zamienię cię
na nowszy model
co będzie działać sprawniej
i pokaże kasę
a ja go wsadzę w klatkę
nie pozostawiasz mi wyboru
możesz wysyłać zażalenia
ty jesteś starym gratem
nie mam ci nic do powiedzenia
to pewne, że nie będę mieć
nic więcej mi nie potrzeba
po za nowym aparatem
z wysyłką do nieba
nic z tym nie zrobię
zamienię cię na nowszy model
i będę piękna jak dawniej
będę działać sprawniej
(mix Multipoezja oraz Kasia Klich + domieszka własna)
smutno mi boże
kiedy wyśpiewujesz
nam własną trwogę
póty o niej myślę
dopóki wstawać lubię
wciąż o niej marzę
kiedyś obudzisz mnie
we własnych cieniach
w tym śnie niespełnionym
jej obrazu i tak nie zgubię
będąc aż tak zatrwożonym
obnażyłem swoją duszę, powiedział dzisiaj ktoś, obnażyłem siebie, obnażyć już więcej nie mogę, a ty wciąż wyrzucasz, wciąż i wciąż nie rozumiejąc nic, może nie warta jesteś grzechu roku przestępnego, może nie warta jesteś ducha ... muszę wreszcie zapomnieć, muszę żyć, bo z tobą pragnę jego właśnie wciąż utracić ...
utulcie mnie
utulcie bo ja nie umiem
milczenie nie jest dla mnie karą
to szklana fiolka cyjanku
dana szczerą i uśmiechniętą dłonią
czas przyjdzie by ją rozgryźć
byłem i przebyłem drogę
bojaźni się nie imając
rzuciłem się na tęsknotę
nieobyczajem prawiąc
rzuciłem się tętniąc
zagubiając jedynie
istotę zdarzeń
moich
nie wiara czyni wiarą
przyszły wiary niedoważone
a ty przebrzmiałaś ...
swoim słowem jedynym
choć oczęt twoich
multiplikowalnych
nigdy nie zaponę
i potęsknię za
zapachem maciejki
i końmi
w zarysie
pozostanę
osłem
niewidoczny most rozłożyć
do krainy odpoczynku
bywam teraz
i jestem roztrzęsiony
jakby świat się załamał
w jednym geście
niewidoczny rozłożyć
i przejść po nim
tam do zapamiętania
ktoś powiedział, że strach ma wielkie oczy, a jednak bojąc się strachu idę przed siebie, może przez gąszcz niewiadomych przebrnę i odnajdę własną polanę z własnym drzewkiem szczęścia po środku ...
poszukuję kobiety
z cichafranc strawionej
ale cichej jak sam bohdaj
poszukuję bez nałogów
choć nie bywam ortodoksyjny
poszukuję myślącej
byle nie klepała po parapecie
może rano wstawać
i zupa może być
oj zdecydowanie
zasłona
co to kotarą otuli
kiedy jam szał
i psa każe
wyprowadzić
i nie zmusi
do myślenia ...
Pokonać strach, przejść jeszcze jedną godzinę. Kopnąłem wczoraj cały świat w jego nieobyczaje, przeproszono mnie, błagano, a ja poszedłem do samotni, teraz znów cierpię, ale niepogodzony z brakiem obycia, nie mogący się zgodzić z infantylnym traktowaniem zamknąłem się w sobie. Cierpię zaczynając przestawać ufać komu tam ... właściwie nie ufam już nikomu. Manipulanctwo innych, chodzenie i żłobienie innych i twój strach doprowadzają mnie do nieufności. Wiem, że zaczynam już nic nie wiedzieć. Pozostała mi jedynie nadzieja na człowieczość, jeszcze ciepłą, jeszcze wiatrochłonną, ale człowieczość. Jeżeli nie doznam jej, to już nic mi nie pozostanie ...
tak trudno czekać
tak trudno wypatrywać
tylko chrom, chrom
i zegarek z datownikiem
tak trudno tęsknić
tak trudno
przeglądarka
nie odnalezionych
wierszy
nie napisanych
z tęsknoty
tak trudno być
sczytywać
nie otrzymane listy
tak mi trudno
przytulić mgławe
i tęskne
wyobrażenie
o tobie
głupia, głupia, głupia
tylko ja mądry!
no ba!!!
głupia - mnie
liberalnie wyrzuciła,
chciała bardzo,
ale ja musiałem ...
wyjść!!!
sto metrów dalej
głupia - głupia ...
tylko ja mądry!
No baaaa!
kiedy mówiła kocham
nie zważałem ...
głupia! głupia!
zastrzeliła mnie
zwykłym tekstem,
że znieść może,
ale z obuchem!
to liberałka?
czy franzolka?
zapytałem - ?
olewający jakośik
ten liberalizm ...
głupia, głupia,
tylko dlaczego
bez niej nie żyłem?
nie mogę usiedzieć w miejscu
roznosi mnie energia
rozbity jestem jednocześnie
nie mogę usiedzieć w miejscu
drepczę z nogi na nogę
zagłuszam czas
nie mogę usiedzieć
lecę gdzieś gdzie ciepło
szukając jedynie pojednania
mijam tam wyłącznie
magiczne znaki
na drodze przeznaczenia
nie mogę usiedzieć w miejscu
dlatego czym prędzej lecę
odnaleźć ciebie kochana
wiersze duszą piszę, przeżywając każdą chwilę, piszę je nie mając pojęcia dokąd ulecą, albo walną kogo tam,wiersze dla jednej osoby zawsze piszę, reszta je pożera
popełnię szaleństwo
nie nie powieszę siebie
popełnię szaleństwo
nie nie targnę niczym
popełnię szaleństwo
nie będę włosów rwał
popełnię szaleństwo
na chwilę zapomnę
moja nadzieja
że czekam
moja nadzieja
że będę
moja nadzieja
że wstanę
znajdując
pomocną dłoń
uniosę się
do góry
moja nadzieja
zanim zasnę
i obudzę się
w pochwale
pana
zastrzegłem miłość
własną wolnością
w pieśni wybranej losem
i nucę ją wieczorami
kiedy ludzie słuchają
swojej chorej muzyki
słodkie anioły
nadają wtedy goryczy
a drzwi jak skrzypiały
tak będą
nawet tuż po mnie
kawa rozlana po omacku
wpatrując się w błękit
tajemnego uwodzenia
cukier porozsypywany
po okrągłym stole
trzymał drżącą dłonią
w półmroku światła
złota łyżeczka spadła
na piwniczną podłogę
nikt się już nie zastanawiał
że róża ma za krótkie życie
uniósł z oślim uporem
złotą łyżeczkę
wpatrując się w błękit
tajemnego uwodzenia
już wiem jak pachną
twoje dłonie
poczułem je setkami
wysyłanych westchnień
już wiem jak pachną
twoje włosy
kiedy speszona
odwracałaś głowę
od elektronicznej poczty
brakuje mi tylko
zapachu obrazu
który schował się
za mazią monitora
i potwornie dręczy
niedopisaną pustką
poprowadź mnie
przez pole motyli
łąką przez most
do skraju lasu
poprowadź mnie
w głąb tej puszczy
miniemy maki
i przycupniemy
na na pieńku
patrząc jedynie
sobie w oczy
coś zaszumiało
promykiem okryło
i schowało w chmurach
wypatruje to coś
ale nie mam skrzydeł
żeby z bliska
całkiem to dojrzeć
pochucham więc
żeby mgła opadła
może jeszcze raz
dla mnie zaszumi
czasami nie wierzę,
że istnieje przeznaczenie
patrzę wirtualnymi oczyma
w wirtualne oczy
zmieniają się
poddają transformacji
i wciąż pięknieją
a ja zasypiam uniesiony
rano wstaję niecierpliwy
żeby cały dzień chodzić
po ścianach domu
po omacku jak ślepiec
szukać barierki
rozbija mnie to wszystko
staję się niecierpliwy
drażliwie dygoczę ...
- jak dziecko
bo tak by się chciało
tak mocno by się chciało
żeby ktoś wreszcie
mnie pokochał
kiedy mnie już nie będzie
przyjdź do mnie
kiedy ulecę
dmuchnij w moją stronę
pocałunek na gołej dłoni
kiedy w chmurach zawiruję
przyjdź do mnie koniecznie
i przynieś czarną różę
pasującą do pozostawionego
kożucha duszy
żeby tylko wystarczyło sił
żebym tylko zdążył
zanim rozwieje wszystko pył
żebym dotarł
spieszyć, spieszyć się
żebym zdążył
bo serce mam
kryształowe ...
zagubiony widzę teraz, ale kiedyś byłem ślepy zakłopotany jak dziecko w obawie przed sobą przerażony... nie potrafiłem znaleźć wszystkich odpowiedzi na twoje pytania kochanie...
nie zawsze mamy wiarę, że coś się zmieni
nie zawsze jest nadzieja na spełnienie
nie zawsze jest siła na dalszą drogę
lecz zawsze jest marzenie o spotkaniu
gdzieś w pół drogi, koło zakrętu do nieba,
tego - naszego nieba tylko
miałem sen
rozmawiałem z tobą
tak po prostu przez telefon
miałem sen
mówiłaś dobrze kochany
tak zwyczajnie jak wczoraj
miałem sen
i obudziła mnie
tęskna samotność
zasnąć
zasnąć
już się bałem
została po tobie sukienka w kwiaty
i kilka pukli na szczotce,
na niespakowaną walizkę
nie mogłem patrzeć,
okno to też drzwi
i tak nie wyjadę już
na wyśnione wakacje,
został po tobie jeszcze
czarny krawat
tak by się chciało
tak przez łąkę przelecieć
tak kwiatów nie podeptać
tak konika polnego unieść
tak tylko jedną dłonią
drugą trzymając ciebie
o nieznajoma
ucieknijmy przed życiem
schowajmy głowę w piasek
nie wiem co myślisz
ale zatrzymajmy się
gdzieś na środku drogi
zranieni i sponiewierani
przytulmy się do siebie całuśnie
tak pomiędzy wersami
Boisz się w nocy zasnąć
W obawie przed samym snem
Boisz się wychylić przez okno
W obawie przed upadkiem
Boisz się mnie
W obawie przed sobą samą
Wszędzie jest dobrze
Gdzie nas nie ma
W mojej dłoni bezpiecznie
czy jeszcze tu jesteś?
zamknęłaś drzwi...
wejść oknem powiadasz?
podcięłaś mi skrzydła ...
jak poczekamy trochę,
to wejdę kominem
i pyłem niewidoczny
na zawsze już zostanę.